Brytyjski model rynku mieszkaniowego jest bliźniaczo podobny do tego, który mamy i rozwijamy w Polsce. Z tą tylko różnicą, że działa dłużej, więc bardzo wyraźnie pokazuje, dokąd zmierzamy. Dr Marcin Galent z Uniwersytetu Jagiellońskiego, który zajmuje się jego badaniem, mówi, że na Wyspach sprawy zaszły już tak daleko, że właściwym określeniem jest… katastrofa. – Jeszcze niedawno było niewyobrażalne, żeby profesor wyższej uczelni nie był sobie w stanie kupić najmniejszego mieszkania, ale teraz stało się to faktem. To powoduje, że ludzie uświadamiają sobie, jak wielka to jest katastrofa. Co z tego, że pan jako profesor zarobi 50 tys. funtów rocznie, kiedy za mieszkanie trzeba zapłacić 16-letnie dochody? Nawet jeżeli pan pójdzie do banku i weźmie kredyt, to nigdy go pan nie spłaci – mówi.