This is an automated archive made by the Lemmit Bot.
The original was posted on /r/wroclaw by /u/Remarkable-Bad21 on 2025-11-03 08:00:53+00:00.
Cześć! Od kilku lat obserwuje niepokojące zjawisko i post będzie dość kontrowersyjny… Regularnie trenuję na ściance wspinaczkowej (również wyjazdy poza ściany). Miejsce kojarzone z ruchem, pasją i tak dalej. Niestety stała się ona popularną rozrywką dla dzieci i jesteśmy (ćwiczący) świadkami transformacji rodziców nowych pokoleń, którzy traktują dziecko nie jako człowieka, lecz jako przedłużenie własnych ambicji i zrzucają na jego barki uniesienie czegoś w rodzaju “masz być moim sensem życia”.
Moda na przyprowadzanie dzieci na bouldery i ścianki pojawiła się jakoś kilka lat temu. Na pierwszy rzut oka brzmi niewinnie. Problem polega na tym, że w praktyce uwidacznia mechanizmy, które trudno nazwać innymi słowami niż przemoc i przerzucenie ciężaru własnego ego na nieletnich.
Pierwsza sytuacja. Chłopiec około jedenastu lat stoi obok ojca i mówi cicho, głosem zmęczonym bardziej życiem niż treningiem: “To nie ma sensu. Życie nie ma sensu. Nie chce mi się żyć”. Ja w szoku. Co robi ojciec? I to przy wszystkich… “Znowu ta śpiewka? Mam tego dość! Nawet nie wiesz, ile poświęcam, żebyś tu był. Żeby cię dowozić przez te korki i płacić za to! Mam tego dość!”. I zaciągnął dzieciaka w stronę szatni.
Druga scena. Para młodych rodziców (sylwetki wyraźnie pokazujące wspinaczkową przeszłość). Chłopiec około dziesięciu lat walczy na naprawdę prostej ścianie. Nie idzie mu to kompletnie (jeden z tych ludzi, który po prostu nie odnajdzie się raczej w sporcie). Matka bez przerwy komentuje: “Boże, jesteś beznadziejny.” “To nawet nie ma sensu, złaź!” “Nie mogę na to patrzeć…” i same rzeczy w tym stylu. Ojciec obserwuje, milczy. Wyraźnie się wstydzi mnie i innych ludzi wkoło niego, bo co chwile się rozgląda… Dziecko płacze, trzyma się ściany kurczowo. W końcu wszyscy zareagowaliśmy. Matka zaczęła się tylko śmiać i nie dało się z nią podjąć rozmowy. A ojciec? Nie wytrzymał presji społecznej i wyszedł z obiektu w ogóle, zostawiając za sobą swojego płaczącego syna.
Trzecia sytuacja. Szatnia. Ojciec strofuje syna, że czeka go kara i szlaban, tylko dlatego, że na treningu nie był wystarczająco dobry. Dziecko płacze, próbuje negocjować wymiar kary itp. Ojciec zaczyna krzyczeć. W końcu eskalował taką agresje, że zaczęliśmy się (ja i jakiś inny gość) z nim kłócić.
To tylko masy patologicznych akcji, które do tej pory widziałem na treningach (nie wspomne o tych, co w ogóle nie zwracają uwagi na własne dzieci). Tożsamość rodzica zredukowana do tego “jak dobre” będzie dziecko. Co osiągnie. Co udowodni światu. Ironia sytuacji: jestem osobą bezdzietną i stale czytam w Internetach, że to egoizm oraz odmowa udziału w wielkiej społecznej misji utrzymania ZUS/tworzenia podatników. Moja decyzja o nie przedłużaniu traumy generacyjnej jest odbierana jak wykroczenie. A wg mnie samoświadomość i znanie swoich limitów nie jest egoizmem. Egoizmem jest traktowanie dziecka jako czegoś, co ma wypełnić pustkę w dorosłym człowieku.


